W Kutaisi trafiliśmy do restauracji "Сударушка", gdzie kelnerka poleciła nam danie o tej samej nazwie.
I jest to jeden z MOICH najlepszych posiłków w gruzji. Moich, bo jak wiadomo gusta są różne.
Ale gdyby ktoś przypadkiem, dziwnym trafem był zmęczony gruzińskimi chinkali i chachapuri, to mogę polecić sudaruszkę.
Kawałki mięsa z kurczaka, z pieczarkami i serem zwinięte w roladkę i zapieczone w panierce, podane z frytkami "nie od matrycy", surówką,... niby nic, ale jak dla mnie super doznanie dla podniebienia.
Nawet chciałam się podzielić naszym odkryciem z polakami, którzy lecieli z nami samolotem, a potem spotkaliśmy ich na mieście, ale mój zachwyt nie spotkał się z zainteresowaniem, wręcz przeciwnie, z dużym niezrozumieniem, jak w gruzji można zachwycać się czymś innym, niż typowo gruzińskie dania. I jak możliwe, żeby od razu nie spróbować tych zachwalanych przysmaków. Przecież jakieś tam frytki i mięso to takie banalne... A chinkali i chachapuri to takie "egzotyczne". Choć może faktycznie komuś mogą smakować te potrawy, to jednak człowiek prawdziwie poszukujący smaków jest otwarty na różne doznania - nie tylko egzotyczne nazwy i potrawy ochrzczone jako narodowe.
A dla mnie sudaruszka była o wiele smaczniejsza niż chinkali, zwłaszcza to, które zdarzyło nam się jeść w jednej z restauracji w Kazbegi.
Na jedzeniu w Gruzji najbardziej się zawiodłam.
Po tylu przeczytanych opiniach sławiących po niebiosa gruzińską kuchnię, to ona właśnie rozczarowała mnie najbardziej.
Wiadomo gusta są różne, ja nie przepadam za eksperymantami kulinarnymi, nie muszę spróbować wszystkiego (choć czasem mogę), co jest modne.
Na co dzień nie jadam w restauracjach, nie jem gotowych produktów mrożonych. Domowe obiady nie są dla mnie czymś nadzwyczajnym.
Więc może i dlatego kuchnia gruzińska nie zachwyciła mnie aż tak bardzo.
Poza tym denerwujące jest dość powszechne dopisywanie do rachunków w restauracjach 10% opłaty bez informacji o tym fakcie w karcie dań. W większości przypadków machnęłam na to ręką, ale kilka razy, gdy zwróciłam na to uwagę, obsługa była chamska i bezczelnie potrafili mi powiedzieć, że w menu to nie są ceny... W jednym przypadku, skorygowano rachunek, choć też z wielkim oburzeniem. Zupełnie inna mentalność, chcą cię naciągnąć, oszukać i nie widzą w tym nic złego.
Choć bywaliśmy też w restauracjach, gdzie wyraźnie było napisane w menu, że doliczają 10 %, wtedy ok. od razu widać poważne podejście do klienta bez stosowania prymitywnych sztuczek.