Ok 21.20 docieramy do Puerto de Santiago przez Tamaimo. Przoczyliśmy zjazd. Całą drogę leje. Hotel jak hotel, w pokoju zepsute drzwi balkonowe, których nie da się zamknąć. A klika minut po wyłożeniu owoców pojawiają się mikroskopijne mrówki. Kolacja przygotowana "specjalnie dla nas" tragedia. Zjadłam banana i w pokoju dojadamy zapasy z domu.
Całą noc leje. A prześcieradło z kocem to trochę za mało.